poniedziałek, 8 marca 2010

Australia

Ostatni dzień w nz. typowo organizacyjny. Pranie, pakowanie, zdanie samochodu. Super pulsar nie zawiódł ani razu, no, może tylko czasami za szybko się prowadził ;) Kraj kiwi opuściliśmy o godz. 17:00 z lotniska w Christchurch. Po 3 godzinach lotu o 18:20 miejscowego czasu wylądowaliśmy w Sydney. Sprawne zakwaterowanie w Sydney Central Backpackers na Orwell St. Poza ubikacjami przypominającymi rozmiarem te samolotowe, bardzo przyjemna miejscówka. Późnym wieczorem pierwsza randka z miastem. Cel to Sydney Opera House. Jednak najpierw Hyde Park. Główna aleja parku oświetlona mocnym białym światłem, po bokach rzędy strzelistych palm, tropikalna roślinność... najładniejszy miejski park jaki widziałem. Po drodze zastanawiałem się czy symbol Sydney spełni moje oczekiwania i wyobrażenia. Spełnił prawie w 100%. Wcześniej myślałem, że opera jest usytuowana zdecydowanie dalej od brzegu, prawie jak wyspa. Jest zdecydowanie bliżej, z dostępem od strony lądu :), z bliska nie jest też taka biała i gładka jak to wygląda na zdjęciach. Jednak sam ogrom konstrukcji, pomysł i wykonanie powala :) Po obejściu opery, 30 minutowy piecholot do hostelu i zasłużone spanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz