Z samego rana wymiana samochodu na kolejną camry tym razem tylko benzynową i podróż z Adeli do Cape Jervis, skąd promem przedostaliśmy się na Wyspę Kangura. Przeprawa promem to 45 minutowy lekki stresik, spowodowany wizją zatonięcia promu z naszym nieubezpieczonym autem. Kołysało mocno, ale sprzęt wjechał na wyspę bez żadnej ryski. Uff :) W Kingscote zrobiliśmy spożywcze zapasy na 2 dni. Kangaroo Island to podobno Australia w pigułce, dzika wyspa z pięknymi plażami i mnóstwem zwierzyny... Niby tak, jest busz, kilka kangurów przeleciało przed samochodem (więc zakładam, że są), fok i lwów morskich faktycznie od groma, byliśmy również na kilku plażach, w tym na Vivonne Bay, ale żeby były tak ładne jak np. wzdłuż GOR to nie powiem. Wyspa, oczywiście poza Flinders Chase NP, no i w mniejszym stopniu wybrzeża północnego, jest już niestety przez człowieka dobrze zagospodarowana. Dla mnie najważniejsze było odwiedzenie dwóch wizytówek wyspy czyli formacji skalnych: Admirals Arch oraz Remarkable Rocks, gdzie przy tych drugich z wrażenia opadła mi szczęka :) Warto jeszcze wspomnieć kemping w Western Caravan Park, po którym myszkuje mnóstwo nieco oswojonych Tammar Wallabies (takie małe kangurki). Zwłaszcza w nocy nie dają spać buszując wokół namiotu w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Przy okazji jedzenia, w Island Beehive spróbowaliśmy miejscowy przysmak - miodowe lody, pycha :) Na zakończenie bilans przeprawy promem - zero strat :)
|
Remarkable Rocks |
|
Remarkable Rocks |
|
Remarkable Rocks, Pig Face, cały ja :) |
|
Tammar Wallabies |