piątek, 19 lutego 2010

Bridge to Nowhere

Do Pipiriki w Parku Narodowym Whanganui dotarliśmy poźnym wieczorem po treku na Tongariro. Po drodze warto zatrzymać się na chwilę w prawie opustoszałym miasteczku Raetihi. Klimat rodem z westernu :) Pipiriki to kilka domków porozrzucanych po okolicy oraz bardzo życzliwi i sympatyczni mieszkańcy. Całości dopełniają brykające w ogródkach, wesoło chrumkające, świnie :) Reasumując - wietnamski obrazek. Stąd rankiem szybką motorówką ruszyliśmy na spotkanie z mostem donikąd (Bridge to Nowhere). Operatorem łodzi motorowej był wesoły Maorys o imieniu Thomas zatrzymujący łódź w najciekawszych miejscach i opowiadający związane z nimi historyjki. Braki w uzębieniu Thomasa i niepowtarzalny rechot jaki z siebie wydawał to dodatkowy atut wycieczki :). Po motorówce czekał spacer przez las deszczowy, 40 min i byliśmy na miejscu. Most zawieszony nad rzeką w środku buszu robi mroczne wrażenie. Stoi i straszy. Dalej jest tylko las.

Bridge to Nowhere
Bridge to Nowhere