czwartek, 25 lutego 2010

Milford Sound

Fiordland to kraina pozostająca w stanie pierwotnej dzikości. Brama do tej krainy czyli Milford Sound przywitał nas ...a jakże - deszczykiem :) W sumie tutaj to nic dziwnego bo jeżeli dobrze zrozumiałem panią na statku,deszcz pada tutaj 280 dni w roku. Rejs statkiem między fiordami mieliśmy wykupiony z parodniowym wyprzedzeniem więc odwrotu nie było. Napawanie się pierwotnymi widokami ze względu na otaczającą aurę nie do końca się udało. W stronę morza co prawda słońca nie było widać, ale przynajmniej nie padało. Za to droga powrotna do "portu" to już całkiem nieźle odczuwalne kołysanko w strugach deszczu. Pewnie dlatego to co zobaczyłem podczas rejsu jakoś szczególnie mnie nie powaliło. Kapitan na osłodę podpływał, a to pod wodospady (dosłownie) , a to w pobliże zabawowych delfinów. Chyba jako bonus udało się uchwycić w obiektywie kilka pingwinów :) Po rejsie pozostał zakup widokówek z okolicą w pełnej słonecznej krasie. No cóż, nie zawsze ma się szczęście :) Resztę dnia i noc, podobnie jak kilkudziesięciu innych pechowców, spędziliśmy na jedynym w Milford Sound kempingu.

Milford Sound
Milford Sound
Pingwiny grubodziobe
Pingwiny grubodziobe